Przekonamy cię, że miernik mocy ma sens i wytłumaczymy dlaczego.


SERCA RADOSNE, MIERNIKI MOCY BEZLITOSNE
Wyobraź sobie taką sytuację: wsiadasz na rower, jedziesz sobie lekko, HR = 120. Z planu treningu wiesz, że zaraz masz do zrobienia serię interwałów 3×3 minuty na HR 160, z przerwą 1 minuta pomiędzy. Zaczynasz ćwiczyć. Włączasz stoper i przyspieszasz. Mija 10 sekund, HR wspina się na 125, mija 20 sekund i masz HR 140, wreszcie po 40 sekundach widzisz 160. Pedałujesz dzielnie dalej… i za chwilę masz 170. Odpuszczasz, zwalniasz, bo przecież miało być 160. Czekasz 20 sekund i serce wraca na 160. W efekcie z 3 minut interwału na docelowym HR robisz tylko część, a reszta to „gonienie” twojego radosnego serducha po skali w górę i w dół. Może w zadanej strefie byłeś dokładnie tyle, ile miałeś zadane, ale równie dobrze mogło to być połowę czasu mniej. Doświadczony zawodnik, znający doskonale swój organizm, prawdopodobnie wykona to ćwiczenie dość dobrze przy pomocy pomiaru HR, ale początkujący lub średnio zaawansowany już może mieć z tym duży problem.


Jeżeli miałbyś ten sam trening wyznaczony według zakresów mocy a nie tętna, to seria interwałów 3×3 minuty wyglądała by tak: rozpoczynasz pierwszy interwał; włączasz stoper, naciskasz na pedały, łapiesz zadany zakres mocy np. 280 W i już. Zero inercji, zero „gonienia” serducha. Wręcz serce kompletnie cię nie interesuje. Miernik mocy jest bezlitosny, nie obchodzi go nic innego niż przyłożona moc. Już od pierwszej sekundy pozwala na precyzyjne dopasowanie intensywności do założeń treningowych. Oczywiście zdecydowana przewaga miernika mocy nad pomiarem HR uwidacznia się podczas (...)


Cały tekst znajdziecie w bikeBoard Triathlon 1/2017 (gdzie kupić)

Możesz też kupić e-wydanie

Dodano: 2017-03-22

Autor: Tekst: Jakub Pieniążek, foto: Michal Cerveny Photography

Tagi: miernik mocy

Reklama