W czasach, kiedy rozpocząłem swoją przygodę z triathlonem, czyli mniej więcej 25 lat temu, w zawodach startowało od ok 50 -100 uczestników, a w miarę wzrostu jego popularności w zawodach rangi Mistrzostw Polski maksymalnie do 200 zawodników. Większość z nich nie dysponowała wyczynowym sprzętem – a absolutnym szczytem marzeń było posiadanie roweru czasowego - tzw „kozy” i lemondki.

Tylko nielicznych zawodników stać było na pełne koła z tyłu lub tzw śmigła co u większości amatorów sprawiało nie lada sensację i zainteresowanie. Większość z nas ścigają się na zwykłych rowerach szosowych, w większości przypadków zbudowanych na stalowych ramach. Z czasem pojawiły się ramy aluminiowe i koła na wysokich obręczach, a później ramy karbonowe.

Pływanie - początkowo bez pianek (nie były dostępne w naszym kraju) - kilogram wazeliny i do wody. Profesjonalny neoprenowy kombinezon do pływania był wówczas rarytasem.


Zawody
Polski Związek Triathlonu organizował od 8 do12 imprez w sezonie: kilka sprintów na początku, lipiec - sierpień „olimpijki” na zakończenie średni dystans...2,5km pływania -80 km jazdy rowerem - 20 km biegu.
Na każdym z tych dystansów organizowane były Mistrzostwa Polski – dodatkowo jeszcze Górskie MP. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na start za granicą i to najczęściej w Czechach .. bo blisko

Dziś: zapisy na zawody rok wcześniej, a im później tym wyższa opłata startowa i brak gwarancji, że nie zabraknie miejsca na liście startowej.
Wtedy : komfort. nie trzeba było się wcześniej zapisywać, rzadko kiedy był ustalony limit uczestników, zero problemu z noclegami. Można było przyjechać dwie godziny przed startem i mieć pewność że wystartuje się w rywalizacji.

Zawodnicy najczęściej wywodzili się z pięcioboju lub pływania, ale byli też tacy, którzy do wysokich wyników doszli ciężką i systematyczna pracą jak np. Bogumił Głuszkowski.

Moja przygoda z triathlonem rozpoczęła się w 1993 r w Poznaniu podczas zawodów nad Jeziorem Maltańskim. Piekielnie zimna woda – coś ok 15-16 stopni, pożyczona od kolegi pianka dwuczęściowa, surfingowa, niedopasowana. Pamiętam tylko gdy zamarznięty wyszedłem z wody dwóch kolegów pomagało mi ściągnąć kombinezon, założyć strój, buty kask na rower i dosłownie wlewało we mnie gorącą herbatę - sam nie dałbym rady utrzymać kubka. Na rowerze – trasa na Warszawę – slalom między tirami (hardcore – walka z wiatrem i bezpieczeństwem na drodze). Bieg - 2 pętle wokół jeziora - byle do mety. Ukończyłem swoje pierwsze zawody i w ten oto sposób się zaraziłem.... na szczęście nie żadnym wirusem, ale pasją do triathlonu -:)

Po kilku latach systematycznej pracy i kilkudziesięciu startach udało mi się awansować do pierwszej dziesiątki w klasyfikacji Pucharu Polski i rankingu najlepszych zawodników w kraju. Marzeniem każdego triathlonisty jest zaliczenie najdłuższego dystansu jakim jest dystans IRONMAN tj 3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i 42 km biegu. Mnie się to udało wraz z kolegami z Dąbrowy Górniczej: Romkiem Pustułką i Jurkiem Sufranowiczem. Po ostatnim krajowym starcie na połówce w Chodzieży (zszedłem z trasy na 7 km biegu z powodu braku „paliwa) zapytali mnie czy nie miałbym ochoty pojechać z nimi do Austrii. Oczywiście zgodziłem się pełen obaw, ponieważ nigdy nie trenowałem pod długi dystans i nie wiedziałem czy temu podołam. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej optymistyczna i zawody w Podersdorfie w 1997 r, które odbywały się w 40 stopniowym upale ukończyłem w czasie poniżej 10 godzin (9:53 minuty)


Tak wyglądała moja przygoda z triathlonem....

Dzisiaj zajmuję się przygotowaniem pływackim osób, które chcą się sprawdzić w tych trzech konkurencjach oraz współorganizuję imprezy promujące aktywny, sportowy styl życia

Dodano: 2017-03-14

Autor: Slawek Stańczak

Reklama