Nastała ciemna noc gdzieś w zachodniopomorskim. Chłodna mżawka ostudziła nieco emocje, a błotne kałuże były zapowiedzią tego, co czeka nas na kolejnych kilometrach. Drogę oświetlał nam tylko blask czołówek. Komary atakowały z mocą, o której nawet nam się nie śniło w najgorszych koszmarach.

- W Krakowie takich nie mamy, wyginęły z nadmiary smogu – podsumowała Aneta machając rękami i kręcąc się w kółko. Gdzieś z oddali słychać było złowieszcze odgłosy dzików grasujących po lesie. Dociągnęliśmy sznurówki, zsynchronizowaliśmy zegarki, a kiedy na tarczach pojawiła się godzina 21:45 żwawo ruszyliśmy w otchłań ciemnego lasu, a wraz z nami... ponad 600 innych biegaczy! Tak rozpoczął się dla nas prawdziwie „Dziki Weekend” w Policach w przedostatni piątek tych wakacji.



- Czy was kompletnie pogięło?! - zapytał redaktor naczelny, kiedy poinformowaliśmy go o naszych planach na najbliższe dni. - Nie dość że bieganie, to jeszcze na końcu świata... Rzeczywiście, perspektywa 8 godzin w samochodzie nie nastrajała optymistycznie, jednak chęć spotkania oko w oko z dzikiem w jego naturalnym środowisku zwyciężyła. No to w drogę!



700 km później stanęliśmy przed biurem zawodów, sprawnie odebraliśmy pakiety startowe i udaliśmy się na linię startu. Czekała na nas terenowa pętla o długości 5 km. Trasa w większości prowadziła lasem, były krótkie acz treściwe podbiegi i śliskie zbiegi, na których trzeba było uważać aby nie wylądować tyłkiem w bajorku kilkadziesiąt metrów dalej. Na szczęście na trasie czuwali żołnierze z 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina, którzy z uśmiechem dopingowali startujących. Nocne bieganie zawsze ma niepowtarzalny klimat, a w Policach dodatkowo urok potęgowała mżawka, która zamieniała się w obłoki pary wprowadzające w ciemny las nutkę tajemnicy i baśniowy nastrój. No i odgłosy dzików pośród drzew... Kiedy usłyszałam je za pierwszym razem czułam się nieco skonsternowana, jednak szybko zorientowałam się, że organizatorzy postanowili wprowadzić element grozy i w różnych miejscach trasy wolontariusze puszczali ze smartfonów kwik groźnego zwierza. Super!



Sobota to już dłuższa trasa – 10 km, czyli dwa piątkowe kółka tylko tym razem w świetle dnia. Ale w nocy mocno popadało co oznaczało, że trasa została wzbogacona o kolejne błotne odcinki. Na starcie pogoda oraz frekwencja dopisała. Zgromadziło się także sporo kibiców. Naszym oczom ukazały się również pierwsze przeszkody, które będziemy musieli pokonać, w trzecim, niedzielnym biegu. Terenowa dyszka zleciała szybko i bardzo przyjemnie. Trasa momentami była już mocno wydeptana, więc czekały na nas dodatkowe atrakcje w postaci błota po kostki i ślizgawki na zbiegach. Biada tym, którzy biegli w asfaltowym obuwiu!



Ostatni dzień zmagań to Ekstremalny Dzikobieg. 7,5 km terenowego biegu z licznymi przeszkodami. Z oczywistych atrakcji, których nie mogło zabraknąć na takiej imprezie były wysokie ścianki, wdrapywanie się po linie czy zasieki. Dla mnie zdecydowanym numerem jeden, którego dotychczas nie spotkałam na żadnych innych tego typu wyścigach było pomieszczenie-ruiny wypełnione... pianą! Wskakując do środka przez okno zapadaliśmy się w białym puchu po szyję, co wywoływało salwy śmiechu zwłaszcza, że wcześniej taplaliśmy się po pas w błocie! Po pokonaniu tej przeszkody jeszcze przez kilkaset metrów biegu wyglądaliśmy jak bałwany w środku lata. Dla Pawła z naszego teamu najfajniejsza okazała się przeszkoda wodna, czyli bieg po chwiejącym się mostku na sadzawce, a potem skok na głęboką wodę i płynięcie aż do pomostu, co w pełnym ubraniu nie było wcale takie łatwe. Świetną i niespotykaną atrakcją było również czołganie pod Rosomakiem! Nie, nie pod drapieżnym ssakiem, ale pod Kołowym Transporterem Opancerzonym. Dla wielbicieli militariów zobaczenie tej maszyny z perspektywy podwozia było nie lada gratką.



Podsumowując - na plus: smaczne, domowe obiady dwudaniowe po sobotnim i niedzielnym biegu, uśmiechnięci organizatorzy, pomocni wolontariusze, dobrze zorganizowane biuro zawodów oraz całe miasteczko, bogaty pakiet startowy z pamiątkową koszulką i bandaną, fachowa pomoc fizjoterapeutów.

Czego zabrakło? Dla nas zdecydowanie głośnej muzyki zagrzewającej do boju na starcie.



Police są także świetną bazą wypadową dla wakacyjnych wojaży. Możesz zaplanować udział w zawodach biegowych dla całej rodziny, a po wyścigach wybrać się na przykład na zwiedzanie Szczecina albo poleniuchować nad Zalewem Szczecińskim. Gwarantujemy, że w tej okolicy nie będziecie się nudzić!



Dziki Weekend w Policach powinien stać się obowiązkowym punktem w kalendarzu każdego biegacza. Ba! Nawet amatorzy innych sportów powinni tutaj przyjechać i wziąć udział w tej niesamowitej przygodzie. Bo tutaj liczy się przede wszystkim świetna zabawa, a nie czas dotarcia do mety.


Po więcej informacji odsyłamy na: http://dzikiweekend.pl/

Dodano: 2017-08-23

Autor: Tekst: Paulina Opoka, foto: Paweł Kisielewski

Tagi: bieg

Reklama