Tak można w skrócie opisać tegoroczną edycję najważniejszych zawodów crosstriathlonowych w Polsce - XTERRA. Względem zeszłorocznej edycji nastąpiła zmiana usytuowania miasteczka zawodów i w tym roku znalazło się ono bezpośrednio przy strefie zmian, co uważam za dobry ruch, bo w ten sposób całe zawody miały jedno centrum.

Ale zmiana ta miała też wpływ na same zawody, z czego nie zadawałem sobie sprawy przybywając na start. Etap pływacki niezmiennie rozegrany został w zalewie Zakrzówek a prawdziwie wakacyjna pogody sprawiła, że rozegrany został wśród tłumów kibiców i wczasowiczów oblegających otaczające go skały i nieliczne plaże. W tym roku, mimo niewątpliwe wysokiej temperatury wody, tylko zawodnicy Pro dostali nakaz startu bez pianek, Age-gruperzy mogli decydować sami. Nie ukrywam, że mnie ta decyzja bardzo ucieszyła i chyba nie tylko mnie, bo większość zawodników startowała w piankach.


Etap rowerowy to dla mnie cloue krakowskich zawodów. Wszystko za sprawą genialnej trasy wytyczonej na Zakrzówku, a w drugiej części przechodzącej na Pychowice. Trasa przypomina rollercoaster, którego 13 z 18 kilometrów prowadzone jest wąskimi ścieżkami, na których dłużej niż przez kilkanaście sekund nie jedzie się po prostej. Cały czas w skręcie, prawa, lewa, góra, dół, cały czas w napięciu, wypatrując krótkich fragmentów, na których można wyprzedzić. Trochę odpoczynku można było złapać tylko na ostatnich kilometrach powrotu do strefy startu. Jedynym fragmentem trasy, który budzi moje wątpliwości jest bardzo ostry podjazd zaraz po starcie wprowadzający zawodników na najwyższe wzniesienie kamieniołomu. Prawdę mówiąc nawet w bardzo sprzyjających warunkach jest trudny do podjechania ze względu na luźne kamienie i bardzo duże nachylenie. Kiedy dochodzi jeszcze konieczność zygzakowania pomiędzy innymi zawodnikami prowadzącymi rowery jest to praktycznie nie możliwie i kończy się tym, że większość i tak prowadzi, a nie wiem czy o to chodzi.


Przeniesienie miasteczka zawodów a tym samym i mety spowodowało zmianę w trasie biegowej - szczególnie w jej pierwszej części. Wydłużona został pętla tak, że wystarczyło ja przebiec dwa razy. W zeszłym roku było to 2,5 pętli i przez to najtrudniejsze dwa podbiegi/podejścia trzeba było pokonać trzy razy. Jednak mylili się ci co sądzili, że dzięki temu trasa biegu była łatwiejsza. Organizatorzy z nawiązką „zrekompensowali” zawodnikom te braki i tak poprowadzili nowy wariant, że podbiegów było jeszcze więcej. Wg mojego zegarka przybyło równe 50 m różnicy poziomów do podbiegnięcia, co przy 120 m jakie były w zeszłym roku daje dodatkowe 30%. Widać to w wynikach i nawet zawodnicy Pro przyznawali, że trasa była trudniejsza niż w zeszłym roku. A na tegorocznych zawodach w Krakowie stawiła się liczna grupa zawodowców nie tylko z z Europy, ale z całego świata. Przyjechali zawodnicy z Nowej Zelandii, Australii, Japonii czy RPA. Nota bene reprezentant tego ostatniego kraju - Bradley Weiss - wygrał zawody z czasem 2:34:45. Najlepszy z amatorów - Czech Karel Dusek był 14. ze stratą 14 minut.

Dodano: 2018-08-17

Autor: Tekst: Paweł Kisielewski, zdjęcia: Patryk Głogowski

Tagi: triathlon, crosstriathlon

Reklama